piątek, 4 października 2013

Rambo




Hamid Jak się nazywasz?
John Rambo: Rambo.
Hamid Skąd jesteś?
John Rambo: Z Arizony.
Hamid Ile to dni drogi stąd?
John Rambo: Chyba ze dwa lata.



    No właśnie, nasz dzisiejszy bohater do rozgadanych nie należy. Zapytany o fakty ze swojego życia poczęstuje nas kilkoma zdawkowymi informacjami. Wszak mielenie ozorem nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie, a John Rambo na pewno się do nich zalicza. Pozwolę sobie zatem w niniejszym poście wyręczyć naszego bohatera. Postaram się nieco mniej lakonicznie niż  on  sam, przedstawić Wam Moi Drodzy sylwetkę jednego z największych twardzieli.

Kto nie maił takiego plakatu nad łóżkiem niech się wstydzi.


    Z Rambo jest jak z Conanem. Wszyscy wiedzą o kogo chodzi, ale niewielu tak naprawdę go zna. Przylgnęła do niego łatka tępego osiłka koszącego przeciwników bronią maszynową na pęczki. Oczywiście powiedzieć że John to świetnie wykształcony-erudyta-pacyfista byłoby sporym nadużyciem. Jest to jednak ktoś więcej niż Pan od zabijania Ruskich.  Jest to postać o wiele bardziej złożona niż nam się to wydaje.

Oczywiście Rambo jest przede wszystkim żołnierzem. Oddajmy głos jego dowódcy:

   "Ma pan tu do czynienia z ekspertem w dziedzinie walk partyzanckich. Ten człowiek był najlepszy w zabijaniu bronią, nożem, gołymi rękoma. Był szkolony, by móc nie zważać na ból i złą pogodę. Nauczony żywić się rzeczami, które koza by wyrzygała. W Wietnamie jego zadaniem była likwidacja wroga – zabijanie – zwycięstwo przez wyniszczenie. A Rambo był w tym najlepszy."

    Powyższy tekst opisuje wojowniczą część natury naszego bohatera. Jest on niejako maszyną zaprogramowaną  do walki. Je tylko by mieć siłę , czuje ból tylko po to by wiedzieć, że został zaatakowany, śpi by sprowokować przeciwnika . Może się wręcz wydawać, że John Rambo żyje by walczyć i zabijać. Jak zwykle w takich przypadkach  pierwsze wrażenie często  jest mylne.

Wiele twarzy Rambo


     Pamiętacie pierwszą część przygód weterana z Wietnamu? O ile pamiętam ginie tam jedna osoba, zresztą po części z własnej winy. Główny bohater nie dąży do konfrontacji, wręcz przeciwnie stara się jej unikać. Jest jak  zwierzę, które omija człowieka ,chyba że zostanie zaszczute i nie będzie miało wyjścia. Wtedy rzuci się na niego z całą siłą swojego dzikiego arsenału.  
    Oczywiście kolejne części przygód Rambo są już dużo bardziej krwawe. Nasz bohater zostawia za sobą spaloną ziemią i trupy komunistów. Pilotuje śmigłowce, strzela z wybuchowego łuku i wypruwa flaki swoim wielkim nożem. Wykorzystuje swoje umiejętności, zdobywa nowe blizny i podnosi swoje kwalifikacje (w tym medyczne). Jest niczym Czterej Jeźdźcy Apokalipsy razem wzięci. Tam gdzie się pojawia, ziemia nasiąka krwią jego oponentów, a niebo przesłaniają dymy pożarów. Niczym jednoosobowa armia sieje zamęt i zniszczenie. Wszystko to okraszone serią efektownych wybuchów i lakonicznych dialogów wciskających w fotel. Wszak nasz bohater lubi akcję w dobrym amerykańskim stylu.
     Co jednak istotne John nie oddaje się kolejnym misjom z czystej chęci sprawdzenia swoich umiejętności w terenie. Jego pobudki zawsze są szlachetne. Zawsze kogoś ratuje. Czy są to kumple z Wietnamu, jego były dowódca, czy nadgorliwi misjonarze zawsze działa wtedy gdy inne metody zawodzą. Jest ostatnią deską ratunku. Można by powiedzieć, że osoba skazana na Rambo znalazła się w sytuacji beznadziejnej.



    Zachowuje przy tym pewnego rodzaju skromność. Nie chwali się, chociaż ma czym, nie prosi o medale chociaż na pewno na nie zasługuje. Jest bez wątpienia godny naśladowania. Pokazuje, że prawdziwy wojownik kieruje się honorem i poczuciem obowiązku. Choć jego postępowanie jest często przyczyną  kłopotów, siła woli i wierność własnym przekonaniom są dla niego najważniejsze.

    Bohater dzisiejszego posta to typ człowieka , którego nie bardzo chcemy znać, ale śpimy spokojniej wiedząc, że on istnieje. W czasach pokoju skazany na włóczęgę i społeczne zapomnienie, w wojennym czasie okazuje się być ostatnią  nadzieją na zwycięstwo. Chwalimy się nim kiedy wygrywa w naszym imieniu, by potem wyrzucić go na śmietnik, gdy nie jest nam potrzebny. Co na to Rambo. Jak przystało na prawdziwego twardziela zaciska zęby, pakuje swój wojskowy worek i rusza przed siebie. Towarzyszą mu wspomnienia o poległych towarzyszach i ludzka niechęć. Idzie tam gdzie nie będzie nikomu przeszkadzał.

   Może kiedyś będzie  Twoich stronach. Rzeknij mu miłe słowo, napełnij termos ciepłą herbatką, zaproponuj podwózkę. Może kiedyś kiedy będzie naprawdę źle John Rambo przyjdzie Ci na ratunek. Wszak nic Go nie powstrzyma bo to, co inni nazywają piekłem, on nazywa domem!



2 komentarze:

  1. "Powiedzieć że John to świetnie wykształcony-erudyta-pacyfista byłoby sporym nadużyciem" LOL. Rozbawiłbyś tym samego Johna a on się nie uśmiecha. Nigdy.

    Przy okazji zdałem sobie sprawę co się ze światem porobiło. Kiedyś dzieciaki w zerówce na bal karnawałowy przebierały się za Rambo a dzisiaj za teletubisie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No taaak już zapomniałem, że w zerówce każda impreza była okazją zamanifestowania swojej rodzącej się męskości. Pamiętam, że obok Ramba królowali Zorro, Kowboj, czy Kosmo(wtedy)nauta

      Usuń