piątek, 23 sierpnia 2013

Nowe Gwiezdne Wojny

    




    Nowe Gwiezdne Wojny ujrzą światło dzienne. To pewne. Choć nie wiadomo czy będzie to za dwa lata,czy może w 2017 (w 40 ta rocznicę Nowej Nadziei ) sprawa wydaje się być pewna. Oczywiście jeśli chodzi o nową sagę użycie słowa że coś jest "pewne" jest dosyć ryzykowne. Takiej liczby spekulacji, niedomówień, fałszywych newsów nie dorobił się chyba żaden film. Nic dziwnego "Gwiezdne wojny" na stałe zapisały się w historii sztuki filmowej ,a niektórzy fani otaczają je czcią niemal religijną.
  


Są już plakaty czasem gorsze...

 
...czasem lepsze




   Dla mnie "Gwiezdne Wojny" to film bez wątpienia wyjątkowy. Może nie jestem członkiem Kościoła Jedi i nie trzymam nad łóżkiem ołtarzyka z podobizną Georga Lucasa, ale zapytany o prywatny top wszech czasów umieściłbym w nim kosmiczną sagę bez zastanowienia. Wydawać by się mogło że informację o kręceniu Episode VII powinienem przyjąć z radością. Tak się jednak nie stało. Uczucia , które mi wtedy towarzyszyły były dosyć złożone. Zrodziło się we mnie pytanie:
                                   
 "Czy cieszyć się z nowych Gwiezdnych Wojen"?


     Z jednej strony (jasnej) możliwość obejrzenia filmu w uniwersum stworzonym przez Lucasa napawa mnie radością. Pojawi się tekst "Dawno dawno temu w odległej Galaktyce" ,polecą znajome napisy i na chwilę zapomnę o całym świecie. Spotkam starych bohaterów i zobaczę jak potoczyły się ich losy od czasów pokonania Imperium. Będę świadkiem kosmicznych bitew i emocjonujących pojedynków na miecze świetlne. Jeszcze raz dowiem się że dobro zawsze zwycięża zło, a przygoda czai się tuż za rogiem .Wystarczy opuścić zapyziałą planetę, na której mieszkamy i wskoczyć do gwiezdnego statku by odkryć swoje powołanie i zmienić losy świata. Wszystko zapewne będzie podane w najwyższej jakości dźwięku i obrazu. Statki będą śmigały jak żywe, bitwy będą niesamowicie widowiskowe, a ryje obcych tak realistyczne , że będę się zastanawiał gdzie oni znaleźli takich aktorów. Uniwersum zyska wielu młodych fanów, którzy pokochają Gwiezdne Wojny tak jak ja.


Ciemna strona mocy jest kusząca.


      Z drugiej strony (ciemnej) możliwość obejrzenia filmu w uniwersum stworzonym przez Lucasa  budzi moje obawy. Bo czy tak naprawdę chcę zobaczyć co się stało z Lukiem, Hanem, Leią i całą resztą? Przecież ja to wiem. Wszyscy oni żyją długo i szczęśliwie na jakiejś fajnej planecie. Robią sobie wspólne grille i opowiadają jak to pokonali Imperium. Bajka się skończyła, zło zginęło dobro triumfuje i tak powinno być. Nie podoba mi się tak charakterystyczna dla współczesności chęć znalezienia odpowiedzi na każde pytanie. Chcemy wszystko zobaczyć na własne oczy. Nie wystarczy nam świadomość że Han Solo ożenił się z Leią (czego jestem pewny). Musimy obejrzeć ich ślub, zjeść ich tort i popatrzeć na noc poślubna by uwierzyć że tak było. W ten sposób ogołaca się najpiękniejsze historie z tego co stanowi o ich sile, z Tajemnicy. Dzięki niej historie, które znamy rozkwitają w nas stając się w ten sposób nieśmiertelne. Boje się że nowe "Gwiezdne Wojny" nieodwracalnie coś zmienią i stara saga przez to straci. Nie chcę używać w stosunku do Gwiezdnych Wojen słowa świętość (bo to gruba przesada) i nie uważam się za jakiegoś ortodoksyjnego konserwatystę w tej kwestii. Epizody od 1do 3 oglądałem nie raz i było ok. Jednak prequel to nie to samo sequel. Pokazanie dalszych losów moich ulubionych bohaterów budzi moje wątpliwości.


Oby widzowie po seansie nie mieli kwaśnej miny.



    Inna kwestią pozostaje obsada, reżyseria ( film ma kręcić J J Abrams), fabuła itd. Są inni, którzy nad oceną tego znają się lepiej. Mam nadzieję że Panowie i Panie z Disneya nie zepsują tego i moje obawy co do filmu okażą się bezpodstawne. Życzę sobie i i Wam moi Drodzy Czytelnicy , że po seansie Ep7 wyjdę z kina zachwycony i pełen wiary w nową sagę. Bo "nie pójścia" do kina nie biorę pod uwagę. Ludzie z Disney to wiedzą i dlatego kręcą nowe "Gwiezdne Wojny".

Niech moc będzie z nimi!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz