W moich listach do św Mikołaja
stałym punktem poza żołnierzykami, resorakami, były klocki LEGO.
Gdybym miał wytypować ulubioną zabawkę (wtedy to była dla mnie
tylko zabawka, a nie genialne narzędzie uwalniające zasoby mojej
kreatywności) bez zastanowienia wybrałbym słynne klocki duńskiej
firmy. Miałem to szczęście że posiadałem dwie rzeczy przydatne
by szybko zostać młodym konstruktorem:
-starszego brata
-rodzinę za granicą
Dzięki temu kiedy tylko moja kora
mózgowa rozrosła się na tyle że brzęczące bączki przestały mi
wystarczać, swój wzrok skierowałem na klocki których
kolekcjonowanie rozpoczął mój brat. Oczywiście nie było to takie
proste. Klocki były bowiem wtedy:
-bardzo drogie
-trudno dostępne
Te dwa czynniki sprawiły że zezwolenie na zabawę klockami poprzedzone było krótkim szkoleniem, jak się z nimi obchodzić (a raczej czego nie wolno z nimi robić) , a sama zabawa odbywała się pod nadzorem. Dzięki temu miałem wrażenie że dostąpiłem niemałego wyróżnienia. Klocki były na tyle drogie że każdy mój kolega, który przyszedł się ze mną pobawić przy wyjściu był przeszukiwany przez mojego starszego brata (nie były to obawy bezzasadne, pokusa zakoszenia unikatowego czarnego toporka była duża).
Z czasem kolekcja naszych klocków
się rozrastała. Mój brat zbierał głównie klocki kosmiczne
(umysł ścisły) ja klocki z serii rycerze i piraci (okazało się
po latach że jestem humanistą). Do dziś pamiętam emocje gdy
rodzice przynosili nowe katalogi. Uwielbiałem przeglądać ustawione
tam dioramy. Były pełne detali, wszędzie coś się działo- tu
kogoś goni rekin , tam ktoś spada jeszcze gdzieś hipek ucieka z
ukradzionym kielichem. Wszystko ładnie sfotografowane, fajnie
oświetlone-jednym słowem świat , w którym jako dziecko chciałbym
się choć na chwilę znaleźć. Oczywiście z okazji urodzin, świat
etc wybrać sobie mogłem jeden mały zestawik, ale dzięki temu
klocki LEGO zawsze maiły w sobie element ekskluzywności. Wiedziałem
że za horyzontem czai się wymarzony statek piracki lub świecący w
ciemności duch i muszę być bardzo grzeczny żeby go dostać.
Oczywiście z wiekiem sposoby na
spędzanie wolnego czasu się zmieniły i klocki powędrowały do
pudła. Do czasu...aż na świecie pojawił się mój młodszy brat.
Ze starszym wpadliśmy na pomysł że schowamy przed nim nasze stare
klocki LEGO i będziemy mu je dawać etapami gdyż wtedy będzie mógł
doświadczyć tego co my: przyjemności powolnego powiększania
swojej kolekcji i maksymalnego eksploatowania możliwości każdego
klocka(wiem byliśmy tyranami). Plan był dobry ale nie wytrzymał
próby czasu. Nie młodszy brat wcale nie odkrył schowanych klocków,
wręcz przeciwnie to ja nie mogłem wytrzymać kiedy pomagałem mu
składać jeden z otrzymanych zestawów i szybko wcześniejsze
postanowienie poszło w zapomnienie
Posiadanie młodszego brata ma jedną
szczególnie dobra cechę. Można się bawić( z nim). I nawet, jeśli
jest się w wieku kiedy powinno się mieć własne potomstwo nikt
się nie czepia i nie puka w czoło wisząc nas leżącego na
podłodze w morzu klocków. Był to świetny pretekst by znowu
poczuć się jak Pan Wszechświata , Wielki Konstruktor, Pan życia i
śmierci zastępów ludzików LEGO. Była to świetna okazja by jak
dawniej wymyślać ekscytujące przygody podczas których można
było bezkarnie wyrywać hipkom rączki i główki. Do tego doszły
nowe serie ,które urozmaicały zabawę tj Gwiezdne Wojny, i tak
wyczekiwany przeze mnie w dzieciństwie Dziki Zachód (pamiętam jak
kombinowałem ze strażakami i robin hoodami by mieć namiastkę
kowbojów). Wspomnienia odżyły.
Dziś młodszy brat z etapu klocków
LEGO przeszedł na etap nafty i kukiełek, ale o klockach nie
zapomniałem...czekają tylko na dobry pretekst by znowu zanurzyć w
nich rękę i usłyszeć charakterystyczny dźwięk przelewających
się plastikowych elementów!
P.S
Z ciekawości przeszedłem się do
sklepu by zobaczyć jak teraz wygląda sprawa z moimi ulubionymi
klockami. I cóż, fajnie. Dużo tego wszystko, pełno serii, jednym
słowem czego dusza zapragnie. Mimo wszystko pozostał mi sentyment
do klasyczny podziału: kosmos, miasto, rycerze, piraci i do ludków z jednakowymi główkami. Ale cóż jestem
stary i ważne żeby nowe pokolenia sięgały po LEGO bo naprawdę
warto.
A to uczucie kiedy biegnąc przez pokój Twoja niczego nieświadoma stopa w skarpecie nadeptywała na niepozorny szary klocek w kolorze dywanu. Bezcenne.
OdpowiedzUsuńPamiętam zawsze chciałem mieć statek piracki Lego lecz nigdy nie było mi to dane. Dziś swoim dzieciom jak tylko mogę kupuję zabawki. Teraz córki mają etap na lalki Barbie i ciuchy dla nich https://achdzieciaki.pl/ubranka-dla-lalek-99 i jak na razie fajnie im wychodzi ich ubieranie.
OdpowiedzUsuńZ tego co się orientuję to klocki Lego są ponadczasowe. Moim zdaniem na takie samo miano zasługuje centrum dowodzenia Ben 10 https://modino.pl/ben-10-zestaw-centrum-dowodzenia-dx-bandai-36245 za którym wszystkie dzieciaki przepadają. W końcu kto nie chciałby być dowódcą.
OdpowiedzUsuń