niedziela, 1 grudnia 2013

Mój komputer...



    Dzisiejszy post będzie po części usprawiedliwieniem mojej kilku dniowej nieobecności. Licząc na wyrozumiałość, dziękuję za wszystkie maile, listy, przesyłki kurierskie, z których wyzierała autentyczna troska o moją osobę. Wszystkiemu winne dramatyczne wydarzenia ostatnich dni.  Wszystko przez to, że:

                                                  Mój komputer kona

Ale zacznijmy od początku...

    Pewnego razu  wybrałem się z przyjaciółmi na gruszki. I nie była to zwykła wycieczka do owocowego sadu, lecz dwutygodniowa wyprawa do dalekiej Holandii, gdzie w pocie czoła pod nadzorem niebieskookich blond olbrzymów zbieraliśmy owoce. Co tam się działo to temat na osobną powieść. Ważne jest to ,że wróciliśmy. Zdobyliśmy nowe blizny, doświadczenia i oczywiście skrzynkę pełną euro do podziału.

    Za zarobione pieniądze kupiłem sobie wymarzonego peceta. W stylowej czarnej obudowie, z potężnymi bebechami wzbudzał zazdrość i zachwyt.  To na nim stawiałem pierwsze kroki w "Medieval Total War", lub toczyłem do późnej nocy  sieciowe potyczki ze współlokatorami w "Aliens vs Predator". Był ze mną na dobre i na złe. Pomagał przetrwać trudne chwile, bawił, był moim oknem na Świat. Dzięki niemu zostałem bohaterem w oczach pewnej niewiasty, gdy  ubijałem hordy demonów wyłażące z Londyńskiego metra. Zawdzięczam mu bardzo wiele.



    Niestety nawet tak potężną maszynę zmógł czas. Po latach wiernej służby starość dosięgła mój komputerek. Jego lśniąca niegdyś obudowa posiwiała, by w końcu częściowo odpaść. Niebieska lampka nie świeciła już tak radośnie. Z coraz większym trudem łapał oddech gdy instalowałem na nim nowe gry.

    Objawy były na początku niemal niezauważalne. A to coś pstrykło w jego wnętrzu, a to czasem wiatraczek się wolniej zakręcił. Na niektórych grach czasem spadła ilość klatek na sekundę, lub trzeba był zmniejszyć ustawienia graficzne. Niestety z  czasem  było coraz gorzej. Najnowsze produkcje odpalały tylko w  najniższych detalach, a delikatne pstrykanie przeszło w głośne buczenie.  Czasem uruchomienie systemu przypominało odpalanie starej kosiarki. Wymagało wielu prób i dużej dawki cierpliwości. Niespodziewane restarty stały się codziennością. Czarny ekran co raz częściej uświadamiał mi coś czego bardzo się bałem. Mój komputer jest staruszkiem.



    Oczywiście starałem się go ratować. Czyściłem go, odkurzałem jego wnętrze. Niczym przyjaciele z bratniego ZSRR, którzy ratowali towarzysza Breżniewa robiąc mu codziennie transfuzje, ja stawiałem na moim staruszku co chwilę nowy system. Z początku tak jak w przypadku Pierwszego Sekretarza dało to pożądany efekt. Niestety tylko na jakiś czas. Po pary lepszych dniach następował nawrót niepokojących objawów, a nawet ich pogłębienie. Pogodziłem się z utratą mojej maszyny.

    Mógłbyś Mój Drogi Czytelniku powiedzieć, że to tylko komputer i nic strasznego się nie stało. Niestety blaszane pudło pod moim biurkiem jest dla mnie czymś bardzo wyjątkowym. Ta niezwykła maszyna była pierwszą moją własną i nic tego nie zmieni. Wiąże się z nią przecież tak wiele wspomnień. Każda następna będzie musiała się zmierzyć z jej legendą. Ten kto spędza dużo czasu przed monitorem na pewno mnie zrozumie. Gracz niczym prawdziwy wojownik  zżywa się ze swoim orężem. Tradycja wykuwania nowego miecza z elementów starej broni jest przecież wyrazem tej więzi. Może właśnie teraz nadszedł czas by chwycić za młot i  tchnąć w mojego blaszka w nowego ducha. Mimo, że nie będzie dostarczał mi już tyle zabawy zawsze będę myślał o nim z wdzięcznością i szacunkiem.  

Służba z Tobą była prawdziwym zaszczytem!

PS 
Zgon mojego komputerka to niejedyna strata ostatnich miesięcy. Odejście mojego telewizora, może nie tak bolesne,  stało się tematem tekstu pt:






2 komentarze:

  1. DarekK z Elbląga1 grudnia 2013 21:57

    Łączę się w bólu - sam przez to przechodziłem kilka lat temu.Nie martw się po 3 już się oswoisz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. PhotographyA23-callofkosa
    http://www.callofspoko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń