sobota, 9 listopada 2013

Krecik odiera poród i inne bajki z lat młodości



http://menklawa.blogspot.com/2013/11/krecik-odiera-porod-i-inne-bajki-z-lat.html#more

    Niedawno świętowaliśmy 50-te urodziny Bolka i Lolka. Rocznica zobowiązuje, więc postanowiłem napisać o tym co stanowiło ważny element  mojego dzieciństwa, a więc o:

                                                                 bajkach.


    Świadomie użyłem tego już trochę anachronicznego słowa na określenie animacji dla dzieci. W czasach mojego dzieciństwa nie oglądało się bowiem kreskówek. Na film animowany mówiłem bajka , ewentualnie wieczorynka, lub film rysunkowy.

    Gdybym miał wymienić najważniejsze bajki mojego dzieciństwa nie starczyło by mi miejsca na blogu. Uświadomiłem sobie, że przed telewizorem, mimo usilnych starań rodziców spędziłem spory fragment mojego młodego życia. Dlatego po długich rozmyślaniach, połączonych z wnikliwą analizą, połączoną z mentalnym cofnięciem się przy pomocy alkoholu do czasów dzieciństwa, postanowiłem w poniższym rankingu stworzyć w miarę różnorodny zestaw. Są więc filmy animowane, które oglądałem jako małe dziecko i te które spodobały mi się gdy byłem już trochę starszy. Wszystko wymieszane razem: wieczorynki, bajki na video, seanse telewizyjne. Zapraszam na:

                                           wybór bajek z mojego dzieciństwa:



1. Krecik.


Sens życia made in "Krecik" na czterech obrazkach

    Jeśli byłem mały i właśnie nie dokuczałem komuś z domowników to zapewne oglądałem przygody "Krecika". Chyba żadna inna bajka nie jest tak niewinna, optymistyczna, a przy tym niegłupia. Równocześnie zrozumiała i przystępna dla każdego. Idealna dla małego dziecka. Przekonałem się gdy po latach z młodszym bratem zasiadłem do jej oglądania . Odcinek "Krtek a Maminka" to doskonały przykład na to jak  rzeczy ważne(w tym przypadku miłości i jej skutki) pokazać małemu widzowi. Ja prawie nie pękłem ze śmiechy, ale młody był zaciekawiony.  

2. Ulysses 31



    Animowana wariacja na temat przygód mitycznego Odysa to beż wątpienia jedna z moich ulubionych bajek. Rozgrywająca się w XXXI wieku kosmiczna "Odyseja" to kawał dobrego s-f.  Japońsko-francuski zespół stworzył produkcję nietypową i bardzo  wciągającą. W ich wersji przygód  Ulysses podróżuje statkiem kosmicznym, ścigany przez gniew antycznych bogów. Przygody, które spotyka na swojej drodze, choć doskonale znane każdemu miłośnikowi greckiej mitologii, są oryginalne. Do dziś pamiętam historię Syzyfa, który mieszkał na pustynnej planecie z wielkim lejem . Jego zadanie polegało na staczaniu kamieni na jego dno. Robił to cały czas, a kamieni nie ubywało. Okazało się, że pod piaskiem ukryta jest fabryka, która...produkuje kamienie i transportuje je z powrotem na górę. Takie smaczki plus wspaniale rysowane gwiezdne statki i kosmiczne przestrzenie sprawiły, że uwielbiam "Ulyssesa 31" do dziś.

3.Kapitan Jastrząb



    Jest taki (chyba nadal)  kanał telewizyjny o nazwie Polonia 1. W zamierzchłych czasach większość dzieci w pewnych porach podłączała się właśnie do niego. Bajki tam puszczane oglądał niemal każdy. Przygody bohaterów "Tygrysiej Maski", "Generała Daimosa", czy "Zorro" komentowało się w szkole i na podwórku. Jednak to "Kapitan Jastrząb" wywoływał największe emocje. Przygody japońskich piłkarzy, w czasach kiedy większość wolnego czasu spędzało się kopiąc piłkę siłą rzeczy musiały robić wrażenie. Takie postacie jak Tsubasa Ozora, Kojiro Hyuga, Genzo Wakabayashi czy Ken Wakashimazu trafiały do serc młodych piłkarzy. Nic dziwnego, że cierpliwie patrzyliśmy jak główny bohater przez dwa odcinki biegnie przez pół boiska, albo nie denerwowało nas gdy jajowatej piłce zajmowało 5 minut by dolecieć do bramki. Zamiast tego przeżywaliśmy każdy odcinek i nikogo nie dziwiło gdy ktoś później kopiąc piłkę zawołał "tygrysi strzał", a bramkarz w odpowiedzi próbował odbić się od słupka.


4.Robotix



    Przez bardzo długo to właśnie ta bajka była na szczycie mojego dziecięcego zestawienia. Nie wiedziałem wtedy, że design robotów w "Robotix" jest przestarzały, a animacja toporna. Było emocjonujące intro z lektorem mówiącym w obcym języku, lasery, wybuchy i walka dobra ze złem. No i oczywiście duże roboty. Po pewnym czasie magnetowid nie potrzebował kasety by puścić "Robotix", od częstego odtwarzania znał ten film na pamięć.

5. Bravestarr



     Pewnego razu byłem na zimowisku w Czechach, albo na Słowacji, czy może Czechosłowacji (taki nieistniejący kraj). Była tam świetlica. Pewnego dnia zobaczyłem na niej właśnie "Bravestarrr". Bajkę niemal idealną.  Klasyczny western o samotnym mścicielu w konwencji s-f. Pojedynki, pościgi, źli bandyci i główny bohater strzelający z biodra laserowym pistoletem. No i rumak, naszego herosa, który gdy przekroczył limit  włączał Frenzy mode, stawał na dwóch nogach i wyjmował wielką spluwę. Ekstaza! Po seansie biegałem po ośrodku wołając:  oczy sokoła, siła niedźwiedzia , słuch wilka, szybkość pumy! Kto nie wie o co chodzi, niech obejrzy "Bravestarr".

6."Było sobie życie"



    Francuska bajka, która postawiła sobie za cel przybliżenie dziecku procesów zachodzących w jego organizmie. Robiła to moim zdaniem świetnie. Powinna być puszczana na lekcjach biologii w podstawówce. Nawet najbardziej skomplikowane procesy były w niej pokazane w sposób przejrzysty i przyciągający uwagę. Udowadniała, że nauka nie musi być nudna. Nic tak nie przekonało mnie do mycia zębów, jak odcinek o bakteriach atakujących płytkę nazębną.


     Oczywiście powyższa lista to mniej niż 1% tego co przewinęło się przez ekran mojego telewizora w dzieciństwie. Jednak oddaje w jakimś stopniu klimat tamtych czasów. Mam wrażenie, że wtedy twórcy  poważniej traktowali młodego widza. Bajki mojej młodości z jednej strony odpowiadały na potrzeby dziecka, ale z drugiej strony nie ograniczały się tylko do nich. Efektem są kreskówki, które chętnie oglądam nawet dzisiaj. Filmy animowane z tamtych lat nie tylko były sposobem na nudę. Dzięki nim odkrywałem nowe historie, poznawałem świat, uczyłem się przez zabawę. Pierwszy kontakt z fantastką to nie książkowy "Hobbit", czy Conan". To właśnie takie seriale jak "Ulysses 31" wzbudziły moją miłość do kosmicznych pojazdów. Czasem tylko dzięki "Kapitanowi Jastrzębiowi" miałem ochotę pobiec na boisko pokopać piłkę. To animowane "Było sobie życie" pokazało mi, że biologia jest ciekawa. 

     Jak jest z bajkami dzisiaj? Różnie. Powstają świetne produkcje kinowe tj "Epoka Lodowcowa", czy "Shrek"  i koszmarne lasujące mózg animacje Cartoon Network.  Gdyby ktoś mnie jednak zapytał co puściłbym swojemu dziecku "Teletubisie", czy "Krecika" wybieram przygody wesołego Krtka. Mimo, że to pepik.

2 komentarze:

  1. Heh, już myślałem, ze tylko ja pamiętam o Ulissesie. Szkoda, że nie zapodałeś polskim intrem, śpiewanym przez Mietka "Kacze Opowieści" Szcześniaka. Głównie zapamiętałem z tego serialu tę melodię, ten charakterystyczny falset Mietka, no i ze względu na mitologię. A i chyba po prostu był ciekawy.

    http://www.youtube.com/watch?v=R-aF5lMVODg
    A skoro lubisz gwiezdne przygody i serię Alberta Barille, to polecam Ci "Był sobie kosmos". Jedyne dzieło, niepoświęcone dziedzinie życia lub historii. Futurologia w pełnej okazałości i mimo że powszechnie uważa się tę serię za tworzoną dla dzieci, to w tym wypadku sięga całkiem głęboko w przemyśleniach. A przy tym przygoda, jak Star Trek czy Flash Gordon.

    http://www.youtube.com/watch?v=8jQL5911m4c

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak! "Performance: Mieczysław Szcześniak". Niestety link z falsetem Mietka nie chciał się załadować na bloga. Seria Alberta Barille to marka sama w sobie. Dowód na to, że bajka dla dzieci może poważnie traktować wybrany temat.

    OdpowiedzUsuń