czwartek, 29 maja 2014

spożywanie alkoholu w miejscach publicznych


http://menklawa.blogspot.com/2014/05/spozywanie-alkoholu-w-miejscach.html

Punktem wyjścia dzisiejszych rozważań będą dwie historie:


Historia nr 1:

     Kilka (naście?!) lat wstecz. Piękny letni wieczór, piątek. Autor niniejszego bloga jest młodym licealistą zmierzającym w towarzystwie grupki przyjaciół w stronę zaprzyjaźnionego lokalu. W żołądku radośnie przelewa się kilka pilsenerów, w dłoni ściskamy ostatnie niedopite butelki z tym szlachetnym trunkiem. Zatrzymujemy się by dokończyć piwo, wszak nie wypada pchać się do lokalu z napojem za 1, 49zł. Panuje miła, kulturalna atmosfera, więc nie zwracamy uwagi na niepozornego pana, który mija nas i wchodzi do lokalu. Pół piwa później niepozorny jegomość opuszcza knajpę i kieruje się w naszą stronę. Wprawnym ruchem sięga za pazuchę i wyjmuje błyszczącą policyjną odznakę. Równocześnie na placyk pod lokalem z piskiem opon wjeżdża policyjna suka, pełna panów w typie niepozornego jegomościa, ubranych dla odmiany w niebieskie uniformy. Zanim zdążyłem zapytać "o szo chodzi" panowie  pakują nas do samochodu. Wszystko trwa kilkanaście sekund. Przez chwilę myślę, że stało się coś złego i dzielni policjanci przyjechali nas uratować. Niestety w tym momencie przypominam sobie o trzymanym w ręku niedopitym browarze. Potem zostają nam postawione zarzuty i zanim się spostrzegłem w dłoni ściskałem świeżutki mandacik na kwotę 50zł. Oczywiście jakby tego było mało zanim wylądowałem na chodniku, zostałem wypytany o nazwę szkoły i postraszony zgłoszeniem do dyrektora. O ile 50zł, choć było kwotą wtedy astronomicznie wysoką dało się jakoś przeboleć to groźby panów policjantów zepsuły mi pięknie zapowiadający się wieczór.

Zlokalizowano, zareagowano, ukarano, odebrano nagrodę.

Historia nr 2:

     Od czasów pierwszej historii minęło kilka lat. Młody, radosny młodzieniec pijący beztrosko piwo na świeżym powietrzu był już przeszłością. Jego miejsce zastąpił zawsze czujny, podejrzliwy, czający się w cieniu, chowający piwo za pazuchą człowiek. Spożywanie alkoholu w miejscu publicznym obwarowane było kilkoma zasadami:

-pijemy szybko
-pijemy w otwartym terenie by nikt nas nie zaskoczył
-gdy pijemy siadami plecami do siebie by mieć dobre pole widzenia
-na warcie stawiamy pospinanego kolegę, który nawet na  widok nadjeżdżającej z daleka taksówki krzyczy "policja!"



    Powyższe zasady sprawdzały się przez kilka lat i pozwoliły nam zaoszczędzić dużo pieniędzy. Wszak piwo kupowane w knajpach to dobro zarezerwowane dla ludzi bogatych i może zrujnować zwykłego  uczącego się człowieka, który całe fundusze lokujew zdobywanie wiedzy.

     Siedząc, w parku i pijąc skitrane piwo wydawało się , że nic nas nie zaskoczy. Wszak bawiąca się obok mała dziewczynka, srający piesek, czy jadący na rowerze dresik nie stanowili zagrożenia. Tymczasem wspomniany wcześniej rowerzysta podjechał do naszej ławeczki. Już mieliśmy odruchowo powiedzieć mu, że nie palimy i niech idzie sępić fajki gdzie indziej, gdy w jego ręku pojawiła się znana nam złowieszcza policyjna odznaka. Gdy otrząsnęliśmy się ze zdziwienia i szykowaliśmy się do ucieczki (każdy w innym kierunku) przed naszą ławeczką pojawiło się kolejnych kilku "dresików" na rowerkach górskich.  Dalej była znana sprzed kilki lat śpiewka, zakończona mandatem, tym razem w wysokości 100 zł. "Przykrywki" naszych oprawców były tak dobre, że siedzący na ławeczce obok młodzieńcy nie wiedzieli o co chodzi, do momentu aż sami po chwili nie padli ofiarą operacji dąbrowskiej policji. Kryptonim całej akcji nie jest mi znany, ale zgaduję, że było to coś w stylu: powstrzymać przemoc, bezpieczna Dąbrowa, czy stop pijanym ławkowiczom niosącym śmierć w parkach.  Nieważne. Najgorsze było to, że  kolejny raz picie piwa tak drogo mnie kosztowało.




     Dlaczego przytaczam te dwie historię? Zrobiłem to bo czuję się ofiarą. Te dwa wydarzenia są dla mnie traumatyczne i postanowiłem podzielić się nimi na łamach swojego bloga, w ramach walki z koszmarami z przeszłości

Uważam, że przepis zakazujący mi picie w miejscu publicznym jest zły. 

    Co więcej jest bardzo zły. Powiem gorzej: jest to 
dwulicowe, nielogiczne, (pijąc to samo piwo 5m dalej pod parasolkami wszystko jest ok)
barbarzyństwo (na cywilizowanym zachodzie (co prawda zgniłym) nikt nie organizował na mnie zasadzek by wcisnąć mi mandat za picie piwa)
zasługujące na najwyższe potępienie! Zakaz spożywania alkoholu w miejscu publicznym, jest niczym rozkaz 66 z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Stanowi zagrożenie dla ładu i pokoju w całej Galaktyce!



     To, że w te piękne majowe dni siedząc nad Wisełką muszę niczym jakiś złoczyńca rozglądać się by wypić łyk piwa autentycznie mnie denerwuje. Panowie, którzy wlepiają mi mandaty też mają u mnie przechlapane. Ich tłumaczenie, że wykonywali rozkazy mi nie wystarcza. Kiedyś byli tacy co tłumaczyli się rozkazami. Nazywali się naziści! A ja cytując dr. Jonesa "nie cierpię tych gości" (aż się poplułem z tych emocji).

     Dlatego jeśli ktoś ogłosi społeczny ruch na rzecz walki z zakazem spożywania alkoholu w miejscach publicznych ma mój głos. Co więcej w mojej osobie zyska oddanego i wiernego fanatyka. A otrzymane mandaty niech będą niczym blizny, szlachetnie zdobiące ciało każdego wojownika, przypominające o stoczonych bitwach. 


PS
A jak wszystko dobrze pójdzie będziemy mogli zaśpiewać na plantach:







1 komentarz:

  1. Nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale jeśli Panowie Policjanci z obu historii byli tajniakami po cywilu to faktycznie trauma. Po kwotach mandatów wnioskuję też, że daaawno to było :3.

    OdpowiedzUsuń