czwartek, 25 września 2014

KGB 9-Kupą mości panowie


http://menklawa.blogspot.com/2014/09/kgb-9-kupa-mosci-panowie.html


    Dzisiejszy post, wbrew temu co można by sądzić po tytule nie będzie o kupie i Kupiarzu (bądź przeklęty i smaż się w piekle). Aktywność tego drugiego na szczęście spadła i mam nadzieję, że tak pozostanie. Rozczarowanych tym faktem pragnę pocieszyć, że dzisiaj będziemy pisać o rzeczach równie ważnych.  Wszak dzisiaj po raz kolejny wraca Karnawał Graczy Blogerów.  Gospodarzem dziewiątej odsłony KGB pt "Drużyna" jest mieszkający i grający gry w Himalajach Człowiek śniegu, Kanguli, Migoi, Meh-teh, Piotr Próchnicki, czy po naszemu Yeti.


     Oczywiście na początku małe sprostowanie.  Bardziej spostrzegawczy czytelnicy zwrócili zapewne uwagę na moją nieobecność podczas ósmej edycji KGB. Oczywiście takowa się odbyła. Jej autorką była Aga, w niektórych kręgach zwana jako Evanrinya, lub po prostu eV, a tematem przewodnim była Magia gier. Niestety pilne sprawy służbowe w Agencji, kolka dziecka, zespół wrażliwego jelita, pęknięta dętka, brak kasy na taksówkę, garnitur zgubiony w pralni, stary kumpel, który wpadł z wizytą, kradzież mojego auta, trzęsienie ziemi, powódź i szarańcza, czyli czynniki ode mnie niezależne sprawiły, że nie wziąłem udziału w KGB nr 8. Cytując jednego z Braci Blues:  IT WASN'T MY FAULT, I SWEAR TO GOD! Mimo wszystko bardzo przepraszam.

     Wracając do tematu. Dzisiejszy post postanowiłem napisać w hołdzie tym, którzy przez lata mojej przygodzie z komputerową rozrywką towarzyszyli mi w wirtualnych zmaganiach. Jest bowiem grupa nieustraszonych wojowników, która od wielu lat pomaga mi na skąpanych rozpikselizowaną krwią polach komputerowych bitew.  Przez lata grania herosi ci stali się dla mnie jedyną niepowtarzalną Drużyną. O jej genezie, wzlotach i upadkach w dzisiejszym poście. Wszystko oczywiście ze starymi grami w tle.

     Początki były skromne.  Pierwsza moja  Drużyna to właściwie duet. Autor niniejszego bloga miał to szczęście, że tuż za płotem znajdował się ktoś o podobnych zainteresowaniach. Pierwsze komputerowe więzy krwi zawarłem z moim sąsiadem.  Musisz wiedzieć Mój Drogi Czytelniku, że były to czasy gdy słowo internet był przejęzyczeniem od wyrazu internat. Człowiek nie mógł zamknąć się w ciemnym pokoju z dostępem do sieci i grać. Gracz był skazany na to co było na rynku. Mi trafił się pucołowaty, notorycznie wymądrzający się, noszący za małe kalesony sąsiad (pozdrawiam). To właśnie  z nim toczyłem pierwsze komputerowe pojedynki na podzielonym ekranie (taki prehistoryczny tryb dla dwóch graczy) i rozwijałem swoje umiejętności grając w takie klasyki jak:

- North & South1989
- Battle Isle (1991)
- SWIV (1991)
- Jaguar XJ220 / Core (1992)
- The Chaos Engine (1993)
-Brutal Sports Football ( Crazy Football ), (1993). Patrz niżej:
-Death Mask (1995). Patrz jeszcze  niżej:








Gracz-sąsiad to pierwszy członek mojej Drużyny. 

     Wraz z pojawieniem się konsoli do gier pojawiły się nowe możliwości. Wymarzony PSX posiadał nie tylko pełno tytułów stworzonych z myślą o dwóch graczach. Jego niewielka waga i rozmiary sprawiały, że wypady gdzieś dalej niż do sąsiada w celu sprawdzenia swoich umiejętności stały się możliwe. W tym momencie na moje drodze komputerowego wojownika pojawił się nowy typ gracza tzw. "Osiedlowy Mistrz". Był to osobnik, którego umiejętności w obsłudze pada były na tyle duże, że sława o nich sięgała nawet kilka ulic dalej. Partyjki w Tekkena u takiego komputerowego wymiatacza ściągały osiedlową śmietankę towarzyską i sprawiały, że  szeregi Drużyny powiększały się.  Do dzisiaj pamiętam "łamania" Kingiem, którymi raczył nas "Osiedlowy Mistrz":



     Pojawienie się pracowni informatycznych w liceum to krok milowy dla Drużyny. Kilkanaście stojących koło siebie komputerów + niekumata Pani od informatyki zaowocowało tym, że każde stanowisko informatyczne poza obowiązkowym programem do nauki szybkiego pisania na klawiaturze posiadało ukryty folderek. W nim była ona, królowa komputerowego zespołowego naparzania, czyli Quake 2. To za sprawą tej gry słowo multiplayer nabrało nowego znaczenia. Właśnie wtedy, tak naprawdę okazało się kto jest kim w szkole.  Ziarna zostały oddzielone od plew. Quake 2 był rozrywką tylko dla prawdziwych mężczyzn. Wszelkiej maści kujony, krypto-sodomici i inni olimpijczycy z języka polskiego uczyli się wymiarów monitora, rysowania kwadratów w paincie, podczas gdy my elita, graliśmy.  Wielu graczy z tamtych quejkowych czasów do dzisiaj zasila szeregi Drużyny.






     Studia to czas wolność i dużej ilości wolnego czasu. Nic dziwnego, że w tym okresie nastąpił napływ świeżej krwi do Drużyny. Oczywiście na tym etapie  do tego wąskiego grona nie przyjmowaliśmy byle kogo. Tylko najlepsi z najlepszych mogli przetrwać wstępną selekcję. Nic dziwnego zatem, że w tym okresie szansę miał tylko jeden typ gracza popularnie zwany nolifem. Członkostwo w Drużynie wymagało od każdego nadludzkiego poświęcenia. Niewyspanie, zalegające stosy brudnych naczyń i delikatne zapuszczenie były najczęstszymi jego objawami. Niektórzy członkostwo w Drużynie przypłacili przymusową dziekanką, rezygnacją z drugiego kierunku studiów, czy nawet ślubem ze spotkanym w grze paladynem. Gdy do tego wszystkiego dodamy dużą ilość pitego  alkoholu uzyskamy warunki, którym mogli sprostać tylko nieliczni. Królowały wtedy takie tytuły jak: Lineage 2, Hellgate: London (pamiętam jednego z członków Drużyny expiącego postać, mimo że posiadał tylko wersję demo tej gry), Starcraft, OGame, czy zacieśniający więzy w mieszkaniu AvP 2.



     Koniec studiów oznaczał dla wielu członków Drużyny przejście do działań partyzanckich. Zarobkowanie, małżonki, dziatki i inne przeszkadzajki zmusiły niektórych z nas do pozornego porzucenia komputerowej rozrywki. Oczywiście z Drużyny nie da się odejść. Raz wstąpiwszy w jej szeregi jest się jej członkiem aż do nadejścia Ragnaroku. Wielu nolifów przetransformowało się więc w gracza podwójnego agenta. Na co dzień kochający mąż,  gdy tylko zostaje sam przepoczwarza się w wygłodniałą bestię, która nadrabia growe zaległości z intensywnością wprost proporcjonalną do czasu wcześniejszego odstawienia od komputerowej rozrywki. Nowe zasady wymusiły zmianę gier. Wymagające żmudnego expienia erpegi zostały zastąpione "szybką partyjką w LOL-a", "zdejmowaniem gwiazdek w World of Tanks", czy "niewymagającym dużego nakładu czasu Hearthstonem". Spędzone w grze godziny, kupiony w tajemnicy czołg premium, czy nowa talia kart stają się mrocznymi sekretami gracza podwójnego agenta, o których wie tylko wtajemniczona Drużyna.



    Drużyna mimo, że wiele  przeszła  nadal nie wypełniła swojej misji. Jej istnienie jest nadal konieczne. Choć  wspólne granie nie jest tak częste jak kiedyś, a kilku  z nas pogrążyło się w odmętach bezgrowej herezji więzi które splatają jej członków są nadal silne i wykraczają poza komputerowe boje. Bo tak naprawdę nieważne w co się gra, ważne z kim!



A na koniec, dla tych co doczytali do końca szlagier o męskiej przyjaźni i (e)sporcie:


1 komentarz:

  1. Właśnie skończyłem szybką partyjkę w LOL-a więc mogę skomentować wpis. Rozmarzyłeś się coś za bardzo Menklawa. Widzę tu kilka słusznie zapomnianych tytułów, ale też kilka takich do których można by zebrać Drużynę na nowo .

    Primo: Quake2 - choćby zaraz. Mam serwer z modem co trochę przyśpiesza rozgrywkę i robi ją bardziej a'la Q3, ale to ciągle Q2 i Q2DM1.

    Secundo: nie wiem czy wiesz, ale już od jakiegoś czasu na Steamie jest dostępny remake Chaos Engine z pełnym co-opem i to lokalnym jak i przez sieć. Podobno średnio im to wyszło, ale jako, że nie testowałem to zgłaszam się na ochotnika.

    Dwie osoby to już Drużyna, no nie?

    OdpowiedzUsuń